= |
Tańczę w kałuży nędznych podróży
Przez które idąc nie wiele więcej wiem
Tracę kontrolę jak wulkan wygasam
Spokojnie po to by po chwili znów móc hasać
Zastygam w lawie i otwieram szafę
I widzę świat pięknie pokazany inaczej
Jest ład porządek wszystko trzyma się kupy
Wlazłem w tą szafę ciekawością ukłuty
Stoję natchniony nie widząc niczego
Pragnę wyjść z szafy i nie pamiętać tego
Zataczam koło i tak od niechcenia
Znów myślę o szafie że spełnia marzenia
Rękaw zakasam krzesła przewracam
I czuję że właśnie mi to się przytrafia
Tracę kontrolę jak wulkan wygasam
Spokojnie po to by po chwili znów móc hasać |
|
Postaw sobie pomnik, zamknij się na świat
Przedstaw swoje rację, w dupie miej ich szlak
Ułóż swoje myśli, posegreguj ład
Co nie poskładane, wyrzuć w siną dal
Uchwyć ten moment kiedy w pełni świadom
Wstąpisz do piekła bram
Nie bój się bracie, to nie będzie boleć
Ktoś taki nie powinien się bać
Popatrz za siebie, obejmij swe wspomnienia
Nie bądź nigdy ślepy na słabszych cierpienia
Pokaż światu lepszą stronę siebie samego
Tylko nie daj się sterować z tylnego siedzenia
Wykrzycz głośno imię swoje, niech wiedzą na co cię stać
Pokaż im jak to się robi, kiedy siły brak
Nie czuj wstydu, lęku, żalu, rozstaw działa swe
Przełam wszystkie złe frustracje
Zaspokaja rządze swe
Uchwyć ten moment kiedy w pełni świadom
Wstąpisz do piekła bram
Nie bój się bracie to nie będzie boleć
Ktoś taki nie powinien się bać |
|
W
zakamarkach złości wypasłej i suchej
tkwi diabeł utkany w szczegóły
śni na jawie przykryty
i na przekór innym
jest dzisiaj bardziej szczęśliwy
Wytarte te szlaki, przez które iść muszę
w dolinę podłych uniesień
tam słońce gaśnie a gwiazdy samotnie
spadają na przeklętą ziemię
Zastygły przykucam i widzę w oddali
muzę smukłą i czarną
jej smutek ogromny lśni niczym gwiazda
co spadła z piekielnego nieba
podbiega wnet do mnie otula spojrzeniem
i łapie za ręce obie
uśmiecha się nieśmiale , by słowo wykrztusić
ja czekam co ona mi powie
Zamykam więc oczy i nastawiam ucho
by łapać z przestrzeni te słowa
płynące ospale, rozciągłe i długie
tańcząca na wietrze opowieść
Zasypiam i czuję jak krążę w przestworzach
gdzie aniołów chór mnie otacza
moja złość ustępuje odchodzi w niepamięć
wraz z diabłem dźgającym mnie w skronia
Odczuwam znów radość natchnienie i spokój
tak więc wracam z powrotem do domu |
|
To połowa, słowa
które dało mi
Coś od nowa, niepotrzebnych myśli łyk
To połowa, krzyku tak cichego by
Móc od nowa wyjść na przeciw ludziom złym
To połowa
To połowa
I od nowa
To połowa życia, które dano mi
Bym od nowa zmieniał swe koszmarne sny
To połowa woli przypisanej bym
Mógł od nowa wierzyć w to co mówią mi
To połowa
I od nowa
To połowa |
|